wtorek, 21 kwietnia 2009

Ruszyła maszyna po torach ospale...

W miniony weekend miałem przyjemność popracować z moim "dobrym duchem". Miałem okazję robić zdjęcia lustrzanką. Na początku dostrzegłem, że mój "duch" przytył co jest adekwatne do stwierdzenia faktu, że małżeństwo służy mu wybornie ;)

Jadąc do niego pociągiem, stwierdziłem, że czasami należy skorzystać z dobrodziejstw kolei - inny świat - aniżeli ciągle za "kółkiem".

Jego pies w wyniku wielkich emocji na każdym kroku próbował pokazać jak bardzo się cieszy na mój widok co się równało z przygryzaniem nogawek, rękawa od bluzy itp. - nie było to nic irytującego, ale pokazywało, że chociaż zwierzęta lubią mnie bardziej niż ludzie. Zastanawia mnie jedno - dlaczego dziwnie się patrzył na mnie gdy ja jadłem, a on nie miał nic w misce - głodzą go czy jak ;)
Po chwili uścisków i dotarcia do domu (tak między nami - droga z moim podręcznym bagażem miała trwać chwilkę, jednakże zdążyłem się dowiedzieć ile mieszkańców ma miejscowość, o ulicach jednokierunkowych i o innych przypadkach z życia Kubusia Filatelisty ;))
"Nadejszla wiekopomna chwila" - jak mawiał Pawlak - moim oczom ujrzało się cudo, świety gral - czułem, że ciśnienie wzrasta z każdym momentem, coś dusiło coraz mocniej w rzołądku i nie było to pragnienie pójścia w ustronne miejsce, ale coś nieoczekiwanego, to po co przyjechałem do mego znajomego...................... a było to
werble już mocno dają o sobie znać.......... kawa z cukrem bez mleczka ;P
Oczywiście żartuję, chodzi o pierwszy kontakt z lustrzanką, jakbym dotykał coś świeŧego, coś nieosiągalnego, a jednak wspaniałego i w zasięgu dłoni.
Przyznam się, że czułem pewną obawę, by niczego nie popsuć, bo wiem, że pomimo znajomości, sprzet nie jest kupiony za "miły uśmiech". Mój przewodnik po świecie fotografi odpowiadał na każde pytanie, i po całym dniu czuł się jak nauczyciel, którego gardło odmawia posłuszeństwa. Pokazywał mi różnice pomiędzy "stałką" a "zoom'em", "crop'em" a "pełną klatką", mogłem zobaczyć, a nie tylko czytać - reasymując - jestem jak niewierny Tomasz, gdy nie zobaczę i nie dotknę - nie uwierzę. I uwierzyłem - na moją dolę i niedolę.
Dobry duch chciał bym "pofocił" sobie na jego nowiuśkim D3, jednak wiem, że jeżeli zacząłbym od niego, już nigdy nie chciałbym robić innym sprzetem o słabszych parametrach. Więc wzięliśmy na spacer: mego mentora i nauczyciela, plecak z dobrodziejstwami szkieł (dobrze, że ja go nie niosłem), no i tego najważniejszego, a zarazem najmniejszego na 4 łapach. Podczas spaceru było dużo pytań (aczkolwiek umysł pracował na najwyższych obrotach i chwilami nie rozrożniałem już białego od czarnego ;)), wskazówki starałem się wdrażać w życie, ale chwilami był za szybki - walczyłem jak lew i się nie poddawałem.
Wróciliśmy do domu po południu, bałem się zobaczyć moje zdjęcia bo przecież bedą złe niedobre a wogóle to nie nadaję się do tego ;), jednak jak na mój "pierwszy raz" kadry i ujęcia były dobre wieć można było zająć się obróbką zdjęć. Tutaj muszę się przyznać, że mój nauczyciel miał rację "obróbka to nie koloryzowaie zdjęcia, ale wydobycie z niego głebi, gdyż aparat spłaszcza zdjęcie", pokazał mi rownież, że lampa, ktorej byłem przeciwnikiem nie służy do psucia zdjecia, lecz pomaga fotografowi - widziałem na własne oczy efekty lampy i przyznaję mu rację.
Wieczorem porobiliśmy kilka zdjęc na długim czasie naświetlania i ze statywu. A rano wyjazd do domu. Nie wiem, kto bardziej piszczał, że wyjeżdzam, mój nowy czworonżny przyjaciel, czy ja rozstając się ze szkłami i lustrzanką.

Nie umiem się otrząsnąć, nie umiem włączyć mojej "małpki", widzę ujęcia, kadry, szkła, pomysły jakby to zdjęcie zrobić a jak to. Wpadłem, zakochałem się, uzależniłem - jak zwał tak zwał - inaczej mówiąc - mam przechlapane na całej lini, ale lubię to uczucie ;)

ps. kilka zdjęc







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz